Przepraszam za brak aktywności, ale stały się rzeczy, które mnie dobiły.
Finka nie żyje.
Była zgłaszania wszędzie.
Tylko ja jak kolwiek się zaangażowałam.
Została zagryziona przez psa.
Umarła w bólu, cierpieniu, zimnie… Może odeszła od razu, może umierała całą noc, tego nigdy się nie dowiemy.
Wiecie, że ona z resztą kotów była tylko 1 km ode mnie?
, ale jak pomóc, jak mam 34 koty?
Jak pomoc!!!!????
34 koty! Nie 13! Nie 3!
To jest 1/3 kotów o których piszą fundacje, które mają wsparcie z gmin w okolicach 100 tys, z 1 % w okolicach 100 tys złoty , że zbiórek pewnie ponad 100 tys.
Ja jak rocznie obracam kwotą 15 – 20 tys to jest cud. W tym ratuje fipy.
Ja mam zawsze ponad 30 kotów na stanie i ogrom adopcji.
Ogarniam maluchy, biorę je na butelkę.
Uczę kuwetowac.
Walczę, by obalić te książkowe 70 % umierających kociakow przed 3 miesiącem życia.
Pale za swoje, piorę za swoje, odkażam za swoje, włączam światło za swoje. Nie mam 2 licznika
A potem czytam, że fundację obracając się rocznie kwota grubo ponad 300 tys będą się zamykać bo mają problemy finansowe.
Zapasów 0!
Totalne 0!
Dziś kupiłam ZA SWOJE żwirek w biedronce.
Za swoje, które jest na terapię mojego dziecka.
Dobroć wychodzi uszami.
Fince wystarczyła kotłownia, która dała by jej i nam czas.
Tak wiele?
Ku*wa.
Przepraszam ale wymiękam.
Nie mam siły.